PIERWSZY TYDZIEŃ
Dużo pracy ujeżdżeniowej, głównie praca nad dosiadem. (zdziwicie się ile można w tydzień zdziałać) Jednakowoż dużo dała zmiana siodła (tu powstał pomysł na kupienie całkiem nowego siodła).
Następnie pracowałam nad zginaniem, spokojem, rozluźnieniem, i tu wkradły się nam szeregi gimnastyczne, drągi i różne tego typu rzeczy. Bardzo mi się podobała, taka praca i po ok 20 minutach było czuć efekty mojej (naszej) pracy. Spokojny galop, spokojne przejścia, spokojne zakłusowania.
DRUGI TYDZIEŃ
Jak już wcześniej napisałam, do pracy nadawał się tylko poniedziałek skorzystałam z tego faktu i poskakałyśmy nie za wysoko ponieważ śnieg już nie był za fajny ale tak do 80 cm i chodziła mi głównie o równy aktywny galop i spokojne najazdy i powiem szczerze że się nam to udało :) i na koniec 20 minutowy spacerek. W wtorek, środę były spacery w czwartek było wolne i jednak wykorzystałam ten czas na poszukiwanie siodła i wywiało nas do Krakowa w tym celu objeździłam parę sklepów jeździeckich jako że tata miał auto szło nam to całkiem sprawnie. Wybór stanął na Daw Magu rozmyślam nad kilkoma modelami. W piątek w końcu było w miarę przyzwoicie do jakiej takiej pracy. Było całkiem całkiem. Wczoraj w końcu miałyśmy jazdę z trenerem :D
I wyszły wszystkie efekty jeżdżenia samemu. O ile mój dosiad był już przyzwoity tak kontakt w niektórych momentach okropny. Tu kłaniają się stare przyzwyczajenia. Chodzi o to że jak Shira przyspiesza mój kontakt staje się ciągnący i sztywny a moje łydy uciekają do przodu zamiast przepracowania tego na pół paradach i dodaniu łydy przez co Shirciak się chował i usztywniał. No ale pod koniec było już dużo lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz